Gdzieś tam daleko, żyła sobie pewna kobieta. Miała piękne włosy i szczere oczy. W jej sercu mieszkało dobro i skromność. Pewnego razu, kiedy siedziała na ławce w swoim ogrodzie, ujrzała motyli kokon. Taki jakiś dziwny i niezbyt urodziwy. Kobieta kochała kwiaty i ciepłe słońce. Kochała motyle i świergot ptaków nad ranem. Cieszyła się, że będzie mogła podziwiać taki cud narodzin. Codziennie przychodziła poczytać książkę na swoją ławkę i czujnym okiem zerkała na ów kokon. Ale z kokonem nie działo się nic. Martwiło to ją. Niecierpliwiła się i postanowiła wyrzucić kokon. Jednak następnego dnia, i kolejnego, i jeszcze kolejnego zupełnie o nim zapomniała.
W przepiękną słoneczną sobotę, znowu kobieta jak zazwyczaj usiadła na swojej ławce wystawiając twarz do słońca. Kątem oka spojrzała na kokon, który drżał na wietrze. W tej wibracji natury, pojawiło się pęknięcie. Zaintrygowało ono kobietę. Znowu przyglądała się kokonowi w milczeniu i cieszyła całym sercem, że jest świadkiem takiego cudu. Pęknięcie powiększało się, aż w końcu w tym trzepocie ujrzała motyla. Starał się oswobodzić z kokonu, ale ten wciąż go trzymał. Trwało to chwilę albo dwie, może nawet trzy. Kobieta z każdą sekundą martwiła się coraz bardziej, bo dobre miała serce. Wzruszona i przejęta za razem była świadkiem narodzin pięknego motyla.
Wibracja
Wibracja życia ustała. Motyl znieruchomiał, choć w połowie zdołał opuścić swój dotychczasowy dom. Kobieta ze łzami w oczach, nie wiedział, co robić? Po prostu bądź, usłyszała jakiś szept.
– Motylku śliczny, jak mogę ci pomóc?
– Co mogę zrobić, aby ułatwić ci twoją drogę?
– Motylku…?
Ale motyl nie odpowiedział. Przestał trzepotać tak, jak ustała wibracja. Kobieta z burzą myśli w głowie, postanowiła zaufać naturze i sile życia. Mogła przecież rozerwać kokon i wyjąć motyla, ale wydało jej się to zbyt brutalne. Postanowiła poczekać jeszcze chwilę, uwierzyła, że taki cud, nie może zakończyć się w tak tragiczny dla motyla sposób
Daj czas
Opłaciło się to czekanie. Po chwili kokon znów zatrzepotał, znów zaczął wibrować na wietrze. Motyl uniósł swoje czułka i wiotkie ciałko. Kobieta uśmiechnęła się w sercu. Raz, jeszcze dwa… i udało się! Motyl wyszedł z kokonu, rozłożył swoje kolorowe skrzydła. Zupełnie jakby witał się ze słonkiem, ze światem, z kobietą. Uniósł się wysoko w powietrze, ale przyleciał jeszcze do kobiety i usiał na jej wyciągniętej dłoni:
– Dziękuję. Pozwoliłaś być mi sobą…
I odleciał. Kobieta zrozumiała. Gdyby otworzyła kokon, chcą pomóc motylowi, zniszczyłaby jego świat. Chcąc dobrze, w swojej dobroci, zrobiłaby mu wielką krzywdę. Życie, każda zmiana potrzebuje czasu.
Epilog
Nie pomagaj, lecz obserwuj. Nie poganiaj, bądź cierpliwa. Może Ty nic nie widzisz, ale w kokonie zmienia się cały świat. Droga jest różna tak, jak różne są perspektywy. Daj czas i po prostu bądź…
Jeżeli ten wpis jest dla Ciebie wartościowy, proszę zostaw komentarz i udostępnij go, aby mógł z niego skorzystać ktoś inny. Ktoś, kto może akurat dzisiaj potrzebuje takich słów. Dziękuję