Kiedy odeszła, świat nagle przestał istnieć, a każda melodia, jaką tworzyła w blasku złotego słońca, ucichła. Radość w sercu, ustała. Poczuł mrok i chłód w sercu. Nagle codzienność straciła swoją lekkość. Jej śmiech, który błyszczał w jego oczach i miłość, skończyły się.
Kiedy słowa płynęły z Jej ust, odtrącał każdą sylabę, dźwięk. Odtrącał Jej piękne serce i to, co chciała jemu podarować. Nie chciał, a może całkiem mocno się bał otworzyć swoje serce przed Nią. Możliwe, że bał się bardziej niż Ona.
Jeszcze nie do końca rozumiał, może zwyczajnie nie chciał zrozumieć. Wolał nie widzieć i nie słyszeć. Wolał udawać, niż poznać swoją prawdę. Dopiero teraz zaczynał rozumieć, że Ona była wszystkim , co miał. Była jego życiem i lekcją, której nie chciał dostrzec, by móc nauczyć się i puścić, uwolnić swoje życie, siebie.
Prawda, która była lekcją
Myślał pewnej nocy, że wszystko stracone i nic dobrego na Niego nie czeka. Po co żyć i po co marzyć? Po co to wszystko? Dla kogo? Miał wrażenie, że upadł już dostatecznie nisko, że nie ma siły podnieść się i uwierzyć. Chciał tu zostać i pozwolić sobie na słabość, której w jego życiu było całkiem sporo, a nigdy nie chciał spojrzeć w jej oczy.
I kiedy myślał, że skończył się już świat, coś drgnęło w jego sercu.
Przypomniał sobie słowa anioła:
Otwórz oczy i zobacz. Odkryj uszy i posłuchaj. Otwórz serce i poczuj
Prawda, którą odpychał całe życie, była jego lekcją. Dlaczego tak długo udawał, że Jej nie ma? Dlaczego tak długo, odpychał Ją od siebie? Zgubił gdzieś swoją siłę i moc serca. Odrzucił kiedyś prawdę i akceptację. Tkwiąc w żalu i gniewie, złości i urazie, najbardziej na świecie gubił coraz bardziej siebie.
Ona czekała
Stała całkiem blisko, a jednak bardzo daleko. Czekała, aż będzie gotowy poddać się i wrócić. Kiedy Ją zobaczył, znów poczuł radość w sercu. Śmiech, który błyszczał w jego oczach, dodał mu wiary w siebie. Jej ciepło rozpuściło mrok i chłód w jego sercu. W końcu poczuł, że jeszcze wiele dobrego może się zdarzyć.
Dziś był gotowy na zmiany w swoim życiu. Jeszcze tyle musi się nauczyć i zrozumieć. Jednak najważniejsze dla niego było to, że nie był sam.
Przy jego boku stał anioł stróż, który trzymał go i dodawał siły. Jakiś taki poszarpany i brudny, taki poobijany. Dasz radę – anioł szeptał mu do ucha. – Wiem, że dasz radę. Już tyle wziąłem na siebie, żeby tobie było łatwiej. Dasz radę, wierzę w ciebie, chodźmy ku nowemu.
I szli tak razem w stronę słońca, bo właśnie tam, czekała na niego Ona.
Otulę Cie sobą – powiedziała Miłość. Już dobrze. Dobrze już…
I poszli razem pod rękę – on, jego anioł stróż i Ona – Miłość.
Piękny wpis, bardzo wzruszający i jakże prawdziwy. Tak często zapominamy o naszych Aniołach i o tym ile dla nas robią.
Dziękuję ❤️
Dziękuje Merlin, warto pamiętać, że nigdy nie jesteśmy same i nie wiemy, ile nie niesiemy…
Pozdrawiam ciepło
Agnieszka